„Pchli cyrk” Muduko – recenzja

Do miasta przyjechał cyrk – najmniejszy cyrk świata. Żeby go zobaczyć należy się nieco wysilić , gdyż w roli akrobatów, siłaczy, połykaczy ognia czy clownów wcieliły się pchły.

„Pchli cyrk” od Muduko

Co znajduje się w środku:

  • 80 kart pcheł po 8 kart w 10 kolorach
  • 9 kart akcji
  • instrukcja

Celem gry jest zdobyć jak najwięcej punktów. Punkty zdobywamy przez układanie tzw Trio czy 3 kart takiej samej wartości w różnych kolorach. Za każde ułożone Trio dostajemy 10 punktów. Po zakończonej rozgrywce doliczamy jeszcze karty, które zostały nam na ręce.

Zasady gry są bardzo proste. Jeśli nie lubicie czytać instrukcji polecam filmik z opisem zasad pochodzący od wydawnictwa Muduko.

Muszę przyznać, że karty bardzo spodobały się dzieciom, z uważnością przyglądały się wykonywanym akrobacjom. Był to też dobry moment by porozmawiać o pracy w cyrku, jak to wygląda, kto tam występuje i właściwie dlaczego nie chodzimy do cyrku.

Nawet poszukaliśmy cyrków w których nie występują zwierzęta, wsparliśmy kampanię cyrk bez zwierząt i długo dumaliśmy co można by zrobić dla zwierząt.

Mam takie przekonanie, że gry czy książki mogą być świetną okazją by porozmawiać z dziećmi o pewnych tematach. Czasem jakoś tak ciężko zacząć rozmowę na jakiś trudniejszy temat, a gra może być takim wstępem.

Karty w grze „Pchli cyrk” są wysokiej jakości. Dobrze trzyma się je w dłoni, nie wyginają się zbytnio. Dodatkowo są jakby matowe, więc nie zostają na nich odciski palców. Co może być istotne jak gramy z dziećmi.

Przy okazji gry oczywiście dzieci chciały spróbować swoich sił jako artyści w cyrku. Na szczęście skończyło się tylko na próbach żonglowania i kręcenia talerzami.

Nasze wrażenia są bardzo pozytywne.

„Pchli cyrk” to małe kompaktowe pudełko, dzięki czemu grę można zabrać ze sobą do słownie wszędzie. Osobiście lubię takie rozwiązania, bo pojemność damskiej torebki wbrew pozorom jest jednak ograniczona. Na samą rozgrywkę nie potrzebujemy zbyt dużo miejsca, więc możemy zagrać na stoliku w poczekalni.

Rozgrywki są dość szybkie i panuje w nich dużo losowości. Nie można tu myśleć o wielkiej strategii. Dużo zależy od ułożenia kart i losu szczęścia.

Gra przeznaczona jest dla dzieci o 6 roku życia, choć jeśli nasze dziecko jest zaznajomione z grami to spokojnie 5 latek sobie poradzi. Możemy zagrać od 2 do 5 osób. I moim zdaniem im więcej osób tym ciekawiej. Karty akcji dodatkowo wprowadzają element rywalizacji bo dzięki nim mogę podebrać kartę przeciwnikowi.

Dzieci określimy to gra jako taką dla zabawy, czyli że można zagrać w nią i nie trzeba zbyt dużo myśleć, w sam raz na wieczory po szkole czy zajęciach dodatkowych.

Świetnie się sprawdzi na urodzinach czy innym imprezach bo zasady są bardzo proste, więc szybko wszyscy załapią.

Przy okazji gry możemy ćwiczyć z dziećmi dodawanie. Moja córka lat prawie 8 chętnie sumowała swój wynik, bo przecież trzeba wiedzieć kto wygrał 😉

„Podziel to” Muduko – recenzja

W grze „Podziel to” od Muduko liczy się spryt i obserwacja. Na rozgrywkę trzeba mieć strategię i bacznie obserwować graczy i ich karty. Siadając do gry, należy kierować się wybraną strategią, dzięki temu zdobędziemy zwycięstwo. I choć tytuł może sugerować związek z dzielenie, to nie tędy droga.

W pudełku „Podziel to” znajdziemy:

– 55 kart z liczbami od 1 do 10,

– 15 kart jokerów,

– 12 kart wyboru,

– 2 karty podziału,

– instrukcję.

Na szczególną uwagę zasługują ilustracje na kartach za które odpowiada Jan Kallwejt. Bardzo zaciekawiły mnie te grafiki, dzieciaki wyszukiwały w kartach to co kryje się w cyferkach i zachwytom nie było końca to tyle szczegółów można skryć na tak małym obrazku. Polecam Wam zajrzeć na stronę ilustratora, nas wciągnęło. Link tutaj.

Celem gry „Podziel to” jest zdobycie jak najwięcej kart każdego typu. Za karty których mamy najwięcej w porównaniu do przeciwników zdobywamy punkty. Wygrywa oczywiście gracz, który zdobędzie najwięcej punktów. Na ostatniej stronie instrukcji znajdziemy 10 wyzwań wytrawnego gracza. Wprowadza to dodatkową motywację, aby sięgnąć akurat po tą grę a nie inną, bo kto nie lubi wyzwań 😉 Wyzwania pokazują też, że nasze wybory zależą w dużej mierze od obranej strategii.

Pełen opis zasad znajdziecie na stronie wydawnictwa z super filmikiem. Link tutaj.

W ”Podziel to” może grać od 2 do 4 osób. Gra przeznaczona jest dla dzieci od 7 roku życia. Myślę, że w przypadku tej gry, wydawca celnie określił minimalny wiek graczy.

Rzadko mi się to zdarza, jednak w przypadku tej gry bardzo pobieżnie przejrzałam instrukcję i liczenie punktów poszło u nas zupełnie inaczej, gdyż liczyliśmy wszystkie zdobyte karty. Po kilku rozgrywkach, jak dzieciaki miały dość liczenia 100 przeczytałam dokładnie instrukcję i było wielkie AHA. Od tej pory liczenie było prostsze 😉 Choć nie powiem dzieci poćwiczyły dodawanie w pamięci i grupowanie kart żeby łatwiej było liczyć. To doświadczenie uświadomiło mi, że trzeba czytać dokładnie instrukcję. Do tej gry na początku miałam mieszane uczucia, bo jakoś mnie nie wciągała. Zazwyczaj grałam z jedną z córek i rozgrywka dość szybko się kończyła i nie wzbudzała zbyt dużych emocji. Jednak jak zaczęliśmy grać w 3 czy 4 osoby gra nabrała rumieńców. Już nie tak łatwo było przewidzieć, którą grupę kart wybiorą przeciwnicy. Bo córka zdecydowanie wybierała najsilniejszą grupę i to była jej strategia na wygraną. Tak w przypadku drugiej córki i męża ciężko było zgadnąć i nigdy nie wiadomo gdzie ułożą zdobyte jokery. W rozgrywkach należy stale obserwować ułożenie kart przeciwników, aby mieć pewność że nasze ułożenie wygrywa. Warto też zachować twarz pokerzysty, żeby nie pokazywać po sobie emocji, że już zacieramy ręce na wygraną, bo przeciwnik nie był uważny. Zdecydowanie polecam tą grę dla większej ilości osób, bo w 2 jest zwyczajnie nudno. Zasady gry są dość proste, łatwo nauczyć innych w nią grać, więc super sprawdzi się nawet dla osób, które nie mają zbytnio dużego doświadczenia w planszówkach. Super sprawdzi się na urodzinach zarówno dziecka jak i dorosłego.

Podsumowując „ Podziel to” to kompaktowa karcianka, do zabrania ze sobą do znajomych. Bardzo proste zasady pozwalają wciągną każdego. Dość szybka ( max 25 minut) i przyjemna rozgrywka. Uczy dzieci obserwacji co robi przeciwnik i decydowania bo przecież za każdym razem muszę podjąć decyzję, którą grupę kart wybrać. Zdecydowanie polecam do gry dla co najmniej 3 osób wtedy możemy poczuć emocje tej gry.

Metryczka:

  • wydawnictwo: Muduko
  • Autor: Igor Ganzha
  • Ilustracje: Jan Kallwejt
  • tłumaczenie: Michał Szewczyk

„Ryki Afryki” Muduko – recenzja

W krainie zwierząt jak co roku zapowiedziana została parada zwierząt, podczas której prezentują się pięknie udekorowane i uzbrojone drużyny afrykańskich zwierząt. Twoja drużyna również się tam zaprezentuje, ale najpierw trzeba ją zebrać. Rekrutuj zwierzęta, które zdobędą na najlepsze uznanie zgromadzonych. Decyduj o ich strojach i zaprezentuj się podczas Letniej Parady. Kto zrobi to najlepiej, zostanie zwycięzcą. Pamiętaj o swoich przeciwnikach i spraw by ich zespół wypadł gorzej.

„ Ryki Afryki” to pięknie wydana gra karciana. W pudełku znajdziemy:

– 9 płytek polan,

– 54 karty zwierząt w 6 kolorach,

– 10 kart jednostek specjalnych,

– 2 karty pomocy,

– instrukcję.

Zamawiając grę na stronie wydawnictwa Muduko w bonusie otrzymamy nigdzie indziej niedostępne karty hien, które dodatkowo uatrakcyjnią rozgrywkę.

Na szczególną uwagę zasługują ilustracje na kartach za które odpowiada Piotr Sokołowski. Kart są lekko stylizowane na steampunk. Podobnie jak w znanej Wam już grze „W pył zwrot” oraz „Spór o bór”

Zwierzęta umieszczone na kartach mają różne hełmy i narzędzia do walki. Ciała ich chronione są przez efektowne zbroje. Zwierzęta wyglądają zjawisko, dodane elementy dodają im charakteru, pokazując ich gotowość do walki. Karty są bardzo dobrej jakości podobnie jak żetony. Wszystko po to aby długo nam służyły. Jeżeli chodzi o jakość wykonania to wydawnictwo Muduko stawia na najwyższe standardy.

Celem gry „Ryki Afryki” jest zdobycie jak największej liczby punktów za zebrane zwierzęta.

Grę rozpoczynamy od ułożenia żetonów zwierząt na środku, to będą nasze zwierzęta, które będziemy zbierać. Rozdajemy karty i zaczynamy rozgrywkę. Gra trwa tyle, rund ile graczy bierze udział w rozgrywce. Rozgrywka polega na kolejnym wykładaniu kart przez graczy na wspólne stosy i na równoczesnym dobraniu żetonu ze zwierzakiem (nie koniecznie pasującym do karty). Gra kończy się automatycznie, gdy któraś z osób dołoży szóstą kartę do stosu. Wtedy dokonujemy policzenia punktów za zebrane żetony zwierząt. Wartość karty, która będzie na wierzchu danego stosu na koniec gry, świadczy o wartości żetonów danego zwierzęcia.

Do gry dołączony został notes w którym możemy sobie notować punktację.

W ”Ryki Afryki” może grać od 3 do 5 osób. Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 roku życia. Zasady gry są dość proste i można by było grać z młodszymi, jednak w grze pojawia się sporo rywalizacji i zwrotów akcji, więc młodsze dzieci mogą różnie reagować.

U nas początkowo gra wywoływała sporo emocji i łez. Bo już dzieci miały obraną strategię i zebrane zwierzęta, które miały mieć sporą ilość punktów jednak zdarzyło się, że ktoś rzucił kartę z niższą wartością i cała koncepcja runęła. Co budziło dużo frustracji, złości i łez. Porównywały między sobą liczbę punktów i ciągle o tym myślały w kolejnej rozgrywce, przez co nie skupiały się na grze i znów zdobywały mało punktów. Wpadliśmy na pomysł, że każdy będzie liczył swoje punkty po cichu i zapisywał na swojej kartce a po kilku rundach zliczymy punkt. Dzięki temu dzieci były skupione na rozgrywce a nie frustracji że w poprzedniej rundzie zdobyły mniej punktów.

Podsumowując „Ryki Afryki” to pięknie wydana gra karciana. Jest mega wciągająca, wymaga skupienia i planowania. Oczywiście uśmiech losu także przyda się podczas rozgrywki. W rozgrywce nigdy nie wiadomo jak się zakończy, bo przeciwnik może pokrzyżować nasze plany.

Początkowo po wszystkich wylanych łzach myślałam, że dzieciaki się zniechęcą do gry. Jednak nie dawałam za wygraną i zachęcałam do gry. Jeśli ja grałam z nimi starałam się nie dodawać negatywnej interakcji ( tak zdarza mi się dawać dzieciom wygrywać ).

Zauważyłam, że wyciągnęły ją do zagrania z rówieśnikami. I to było strzałem w 10! Gra wciągnęła a szanse w niej były wyrównane. Dodatkowym atutem gry jest to że liczenie punktów ćwiczy matematykę. Możemy użyć zarówno dodawania jak i mnożenia, czyli powtórka z matmy w zabawie 😉

Może macie jakieś gry do polecenia w tematyce tabliczki mnożenia? Dodam że Karty Grabowskiego mamy.

Metryczka:

  • wydawnictwo: Muduko
  • Autor: Reiner Knizia
  • Ilustracje: Piotr Sokołowski
  • tłumaczenie: Michał Szewczyk

„Multicity. Gra o budowaniu miasta” Muduko – recenzja

Wyobraźnia przestrzenna – umiejętność pożądana w obecnych czasach. Teraz wszystko mamy podane na tacy, mamy symulacje komputerowe i niezbyt często używamy własnej wyobraźni. Wyobraźnia przestrzenna to zdolność do tworzenia w myślach układu elementów. Dotyczy to zarówno wyglądu bryły, jej koloru czy kształtu, jak i tego, gdzie znajduje się ona w przestrzeni. Dzieci z rozwiniętą wyobraźnią przestrzenną potrafią zmienić perspektywę patrzenia na obraz oraz planować sekwencje ruchów, np. przy budowaniu z klocków, tak aby zaprojektowana bryła się nie przewróciła. Myślenie przestrzenne wspiera zabawy konstrukcyjne, wyobrażenia przestrzenne podstawowych i coraz bardziej skomplikowanych elementów, wszystkich otaczających nas przedmiotów. To nie tylko inwestycja w przyszłą naukę matematyki – to inwestycja w przyszłe życie dziecka, jego zaradność na co dzień i jego życie zawodowe. Aby móc dotrzeć z jednego miejsca w drugie, szczególnie w nowym mieście, musimy umieć wyobrazić sobie te dwa miejsca jakby z lotu ptaka. Mając dobrze rozwiniętą wyobraźnię przestrzenną jeśli patrzymy na mapę w swoim umyśle rysuje się plan ulic, którymi będziemy podążać. Dzięki tej umiejętności będzie dużo łatwiej określić swoje położenie i wyobrazić sobie drogę wiodąca do celu.

W grze „ Multicity. Gra o budowaniu miasta” od Muduko będziemy wysilać nieco nasze zwoje mózgowe, planować jak ułożyć płytki miasta, aby nasze elementy się jak najszybciej na nim znalazły.

„ Multicity. Gra o budowaniu miasta” to cudowna gra przestrzenna.

W pudełku znajdziemy:

– 36 płytek miasta z placami budowy,

– 24 żetony obiektów w 4 kolorach,

– instrukcję.

Zamawiając grę na stronie wydawnictwa Muduko w bonusie otrzymamy 5 dodatkowych płytek miasta (płytkę startu budowy miasta oraz płytki dla każdego gracza z polami w jego kolorze).

Na szczególną uwagę zasługuje jakość wykonania, która jest na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie elementy są wykonane z grubej tektury. Obiekty są przestrzenne, składa się je z 2 elementów i muszę przyznać, że stoją stabilnie. Ale co najważniejsze są mega wytrzymałe, moje dzieci postanowiły je wykorzystywać również wokół toru dla aut. Dochodziło do licznych wypadków, jednak budynki nie ucierpiały 🙂

Zasady gry są dość proste. Naszym zadaniem jest zostać architektem miejskim i jak najszybciej rozlokować swoje obiekty na planie miasta, które się rozbudowuje. Mamy do dyspozycji 6 obiektów w różnych rozmiarach, od małych po całkiem spore. Obiekty należy rozmieszczać na planszy tak aby początek i koniec obiektu znajdował się na planszy w naszym kolorze. Miasto stale możemy rozbudowywać jednak wtedy należy pogłówkować jak ułożyć planszę, tak aby nam pasował a nie koniecznie skorzystał z niej rywal. Dodatkowo na planszy miasta są dziury nad którymi nie możemy postawić swoich budowli. Wygrywa osoba, która jako pierwsza ułoży swoje obiekty.

Gra „ Multicity. Gra o budowaniu miasta” przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia. W rozgrywce może wziąć udział od 2 do 4 graczy, a cała rozgrywka będzie trwać około 20 minut. Jak już dobrze mnie znacie zaprosiłam do gry młodsze dzieci i mój 4 latek nie odnalazł się w tej grze. Próbowaliśmy łatwiejszego wariantu bez użycia dziur jednak nadal sprawiało mu to trudności, gdyż nie był w stanie rozbudowywać miasta tak aby mu służyło.

Obserwując dzieci jak grają „ Multicity. Gra o budowaniu miasta” można zauważyć zmianę w ich sposobie gry, w ich podejściu do całej rozgrywki. Początkowo układali miasto nieco bez zastanowienia, obiekty najpierw musieli przyłożyć, żeby sprawdzić czy wielkość pasuje. Z kolejnym rozgrywkami ich ruchy był bardziej zaplanowane, budowane miasto bardziej dopasowane do ich potrzeb. Z czasem nie musieli przykładać obiektów czy płytek miasta tylko te operacje były wykonywane w głowie. I rozgrywki stały się szybsze i ciekawsze już nie tak łatwo było z nimi wygrać. Z planowaniem już jesteśmy długo, tworzymy różne plany, listy jednak zawsze będę wspierać tą umiejętność, bo mam wrażenie że jest mega istotna. Ja osobiście miałam z nią problem, bo listy zadań nigdy nie miały końca i nie byłam w stanie tego sensownie rozłożyć na plan dnia, zawsze brakowało czasu. A chciałabym swoim dzieciom pokazać jak planować realnie i nie brać na siebie zbyt wiele, ale też pokazać elastyczność i możliwość zmiany planów. W tej grze znajdziemy te elementy, bo choć możemy układać miasto pod siebie i mieć jakiś plan, to może się okazać że rywal wejdzie nam w drogę i trzeba szukać innych rozwiązań.

Umiejętność planowania czy myślenia przestrzennego rozwija się mimochodem, przy okazji grania w „ Multicity. Gra o budowaniu miasta”, to właśnie jest cudowne, że dzieci uczą się poprzez zabawę.

Metryczka:

  • wydawnictwo: Muduko
  • Autor: Jean-Claude Pellin, Steve Bruck
  • Ilustracje: Artur Nowicki
  • tłumaczenie: Michał Szewczyk

„Spór o bór” Muduko – recenzja

Zbliża się czas, żeby ustalić kto będzie władał Wielką Prapuszczą. Do tej pory zamieszkiwały ją najodważniejsze i najbardziej waleczne zwierzęta na świecie. Co pięć lat wybierany jest nowy władca. Mieszkańcy muszą wybrać mądrego i odważnego króla. Kandydaci na władcę muszę stoczyć bezkrwawy bój. W grze wcielamy się w dowódców biorących udział w Wielkim Pojedynku. Musisz zdobyć przewagę nad przeciwnikiem i objąć kontrolę nad polanami. Pamiętaj wygrany może być tylko jeden.

„ Spór o bór” to pięknie wydana gra karciana. W pudełku znajdziemy:

– 9 płytek polan,

– 54 karty zwierząt w 6 kolorach,

– 10 kart jednostek specjalnych,

– 2 karty pomocy,

– instrukcję.

Zamawiając grę na stronie wydawnictwa Muduko w bonusie otrzymamy naprasowankę na koszulkę z jednym ze zwierząt z gry „Spór o bór”

Na szczególną uwagę zasługują ilustracje na kartach za które odpowiada Piotr Sokołowski. Kart są lekko stylizowane na steampunk. Podobnie jak w znanej Wam już grze „W pył zwrot”. Zwierzęta umieszczone na kartach w swoich odnóżach trzymają różne narzędzia, bronie to walki z przeciwnikami. Ciała ich chronione są przez efektowne zbroje. Zwierzęta wyglądają zjawisko, dodane elementy dodają im charakteru, pokazując ich gotowość do walki.

Celem gry „Spór o bór” jest zdobycie przewagi na 3 polanach będących obok siebie lub 5 dowolnych polan.

Grę rozpoczynamy od rozłożenia wszystkich 9 płytek polan jedna obok drugiej (musicie zapewnić sobie sporo miejsca na stole). Każdemu z graczy rozdajemy kartę pomocy jako ściągę z rodzaju grup zwierząt oraz 6 losowych kart zwierząt. Pozostałe stos karty zwierząt kładziemy zakryty obok polan.

Zwierzęta występują w 9 gatunkach umieszczone są na ich cyfry od 1 do 9 oraz w 6 kolorach. W swojej turze gracz wykłada jedną z kart w ręce przy dowolnym polanie i dobiera nową kartę z talii. W momencie, w którym po obu stronach polany znajdą się 3 zwierzęta sprawdzamy, kto utworzył silniejszą grupę zwierząt i zdobył tym samym dominację. Pierwsza osoba, która zdobędzie przewagę na 3 sąsiadujących polanach lub 5 dowolnych wygrywa.

Zwierzęta układamy na polanie starając się tworzyć jak najsilniejszą grupę. Możemy tworzyć 5 rodzajów grup. Najsilniejszą będzie Legion czyli 3 zwierzęta tego samego koloru i następujących po sobie wartościach. Najsłabszą grupą będzie Zgraja czy 3 dowolne zwierzęta w dowolnym kolorze i dowolnych wartościach.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 roku życia. ”Spór o bór” może grać w 2 osoby. I mam wrażenie, że to jest strzałem w 10, bo nie zawsze znajdzie nam się trójka chętnych do gry. Świetnie sprawdzi się do zagrania z drugą połówką, jak już dzieci pójdą spać.

Teoretycznie gra dla dzieci od 8 roku życia jednak nie byłabym sobą gdybym nie próbowała zagrać z młodszymi. Do rozgrywek przystąpiła Alicja lat 7 i Franek lat 8. Oboje całkiem szybko przyswoili sobie zasady i wciągnęło ich nieźle. Co prawda w starciu z dorosłym nie można mówić o jakiejś wielkiej strategii młodszych zawodników jednak między sobą próbowali różnych zagrywek. Na wyjazd z kuzynostwem zabraliśmy różne gry, a po „Spór o bór” sięgali dość często, więc myślę że to najlepszą opinią że dzieciakom się podobało.

Jednak jeśli chcemy wyciągnąć z gry „Spór o bór” jak najwięcej, strategii, taktyki czy negatywnej interakcji z użyciem jednostek specjalnych to polecam grać w nieco starszym gronie.

Podsumowując „Spór o bór” to pięknie wydana gra karciana dla 2 osób. Jest mega wciągająca, wymaga skupienia i planowania. Oczywiście uśmiech losu także przyda się podczas rozgrywki, jednak w dużej mierze od nas będzie zależeć jak przebiegną walki przy polanach. Strategia na rozgrywkę się przyda, zwłaszcza gdy zagramy z jednostkami specjalnymi. Grając ćwiczymy spostrzegawczość i uważność, gdyż tylko bacznie obserwując karty wyrzucane przez przeciwnika możemy się zorientować jakie jeszcze zwierzęta są w talii. Wszystkie elementy gry, zarówno płytki jak i karty są wykonane bardzo starannie i myślę, że przetrwają sporo 😉

Karty pomocy to wspaniały pomysł, aby mieć pod ręką najważniejsze informacje o grupach i nie musieć co chwilę zaglądać do instrukcji.

Uwielbiam gry, które cieszą oko a ta od takich należy. Dodatkowo jest mega wciągająca. Spokojnie można ją zakupić na prezent, nawet nie wprawionym planszówkowiczom.

Metryczka:

  • wydawnictwo: Muduko
  • Autor: Reiner Knizia
  • Ilustracje: Piotr Sokołowski
  • tłumaczenie: Michał Szewczyk

Stres na zakończenie roku/występie

Za nami czas zakończeń, występów, pokazów i… STRESU

Tak stresu w ostatnim tygodniu u nas się dużo. Generalnie działo były urodziny i mnóstwo gości, tych młodszych i starszych, były zajęcia pokazowe dla rodziców z akrobatyki (którą moje dzieci uwielbiają), angielskiego. I nadszedł wielki dzień zakończenia przedszkola. Przygotowania trwały jakiś czas. Jednak ciało mojej córki odmówiło sprawności. Wieczorem przed występem zaczął się ból gardła, w nocy pojawiła się gorączka, problem ze snem. Rankiem było już pewne, że z występu nici ( a nawet babcia przyjechała).

Jakieś miałam przekonanie, że nie jest to zwykła choroba, a raczej reakcja ciała na stres.

Byłam przekonana, że córka świetnie sobie radzi ze stresem, przecież dużo rozmawiałyśmy o występach, o tremie, o tym jak sobie radzić gdy się stresujemy. Uważność na ciało, oddechy nie są nam obce, a jednak w tej sytuacji nam coś umknęło. Przeoczyliśmy drobne sygnały, że stres dochodzi do górnej granicy. A można było rozładować napięcie wcześniej, pobiegać, poskakać, zatrzymać się, pobyć w przyrodzie, zrobić coś co relaksuje nas i dziecko.

Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że córka tak odreaguje ostatnie dni, bo wiele na ten temat rozmawiałyśmy i wydawało się że nic ją nie stresuje za bardzo.

To jednak mi pokazuje, że kontakt z własnym ciałem to podstawa, bo choć na poziomie myśli, rozmów możemy nieco przekłamywać rzeczywistość to jednak ciało prawdę Ci powie.

A jak Wasze zakończenia, występy? Jak Wasze dzieci radzą sobie z tego typu sytuacjami?

„Mix Tura” Muduko – recenzja

Życie goblina nie jest łatwe, jednak bycie królikiem doświadczalnym to już całkiem przechalapne..

To o czym właściwie jest gra „Mix Tura” od Muduko o goblinach czy królikach?

Już śpieszę z wyjaśnieniem.

Gobliny to „urocze” stworzenia, które chcąc nie chcąc muszę służyć wiedźmie. A ta jak wiemy słynie z produkcji różnorakich eliksirów. Niestety nie wszystkiej jej mieszanki są bezpieczne. Zdarzało się już wiedźmie kogoś otruć nie chcący. Więc teraz wpadła na pomysł, aby wykorzystać swoich sługów – gobliny to testowania przygotowywanych przez nią mieszanek.

W grze „Mix Tura” wcielamy się właśnie w rolę goblina, który został wzięty na przymusowego ochotnika do testowanie mixtur wiedźmy.

Tak więc można powiedzieć, że jesteśmy goblinem – królikiem doświadczalnym.

„ Mix Tura” to małe kompaktowe pudełko z grą, która świetnie się sprawdzi na wszelkich imprezach (tych z własnymi mixturami również). W pudełku znajdziemy:

– 10 kart goblinów,

– 50 kart akcji,

– dodatkowe czyste karty na własne zasady,

– 1 karta Besztii,

– 13 kart zabójczych eliksirów,

– 30 kart bezpiecznych eliksirów,

– 10 żetonów antidotum,

– 1 znacznik tury,

– instrukcję.

Zasady gry „Mix Tura” są dość proste. Naszym zadaniem jest przeżyć, wygrywa osoba która nie da się otruć eliksirami i jako jedyna zostanie przy życiu.

Każdy z graczy wybiera sobie Goblina i kładzie go przed sobą. Gobliny na start otrzymują po 4 eliksiry, jeden zabójczy i trzy bezpieczne. Tasujemy je i kładziemy rewersem do góry, obok swojej karty Golina, tak aby nie wiedzieć który eliksir jest który. Każdy z graczy otrzymuje jeszcze jeden żeton antidotum czyli tzw. odtrutkę na zabójcze eliksiry, niestety można ją użyć tylko raz.

Karty akcji i pozostałe eliksiry kładziemy na stole w zasięgu wszystkich graczy i zaczynamy zabawę. Zaczyna najbardziej zielony gracz 😉 lub ten który najlepiej udaje goblina, dostaje on znacznik tury, i ciągnie jedną z kart akcji. W kartach akcji znajdziemy polecenia do wykonania między innymi: „Pijesz ty”, „Piją wszyscy oprócz Ciebie”, „Otrzymujesz zabójczy eliksir”. Karta wykonanej akcji wędruje na stos kart odrzuconych. Teraz znacznik tury otrzymuje kolejny gracz i to on ciągnie kartę akcji. Jak pijemy eliksiry to wypicie bezpiecznego nic nie zmienia, co najwyżej wyskoczy nam kilka pryszczy. Jednak gdy wylosujemy zabójczy eliksir, to mamy 2 wyjścia albo używamy antidotum i gramy dalej jako goblin albo jeśli nie mamy antidotum to zamieniamy się w ducha i też gramy dalej. Jako duch musimy odrzucić wszystkie swoje karty eliksirów, więc nie mamy co pić 😉 jednak nadal ciągniemy karty akcji, jeśli w wyniku tej akcji jakiś goblin zmieni się w ducha, my wracamy do życia.

W kartach akcji znajdziemy też zaklęcia co dodatkowo uatrakcyjnia rozgrywkę. Np. Zaklęcie grzecznościowe wymaga, abyśmy zwracali się do kogoś Wasza Wysokość czy Proszę Pani, Zaklęcie śmiejąca – zmusza wszystkich do zachowania powagi, ten kto pierwszy je złamie za karę musi wypić jeden za swoich eliksirów.

Aby wprowadzić jeszcze więcej zamieszania możemy dodać kartę Besztii, osoba która ją otrzyma za każdym razem musi wypić o jeden eliksir więcej.

Na uwagę zasługuje instrukcja, którą czyta się niemalże jak księgę z zaklęciami. Na początku znajdziemy krótki komiks, który jest wprowadzeniem w fabułę gry. Znajdziemy opis wszystkich zaklęć czy kart akcji, wszystko zostało przedstawione w zabawny sposób, aż chce się czytać. Na końcu znajdziemy imiona i opis wszystkich goblinów, choć jak tylko się spojrzy na nie to można się wielu ich cech domyślać.

Gra „Mix Tura” świetnie sprawdzi się w większym gronie, gdyż można grać w maksymalnie 10 osób. Minimalne ilość osób to według wydawnictwa to 4, jednak zdarzało nam się zagrać również w 3 i też było ok. Jednak wiadomo im więcej osób tym weselej i rozgrywka wtedy trwa dłużej, bo wiedźma nie tak szybko uśmierci większą ilość osób. „Mix Tura” przeznaczona jest dla osób od 8 roku życia. Zasady są dość proste i myślę że spokojnie można grać z młodszymi graczami. Jednak musimy wziąć pod uwagę fakt, że nieco gorzej mogą sobie radzić emocjonalnie, gdy ktoś kradnie ci antidotum albo muszą pić kilka razy z rzędu ( a inni nie piją). Jeśli wasze dzieci nieźle sobie radzą z przegraną i generalnie lubią negatywną interakcję to spokojnie można grać z młodszymi.

Podsumowując gra świetnie się sprawdzi na wszelkiego rodzaju imprezach tych dla dorosłych jak i dla dzieci, dzięki temu że może w nią grać aż 10 osób. Zasady gry są bardzo proste, nie trzeba długo tłumaczyć, szybko możemy przejść do rozgrywki. Rozgrywki są dynamiczne, dość szybkie, wywołujące wiele śmiechu i emocji. Po grę „Mix Tura” można sięgać wiele razy i zawsze będzie wprawiać w dobry nastrój.

Jeśli chodzi o grę z dziećmi to trzeba mieć świadomość, że w grze jest sporo losowości i negatywnej interakcji. Więc jeśli nasze dzieci nie lubią zbytnio przegrywać, czy kiepsko sobie radzą gry ktoś im celowo szkodzi to mogą nie zbyt być zadowolone z tej gry. Z nami grywa też 4 latek, który kompletnie nie radzi sobie z przegraną ( i nie zapowiada się żeby zaczął sobie radzić 😉 ) i pozwalamy mu oszukiwać 😉 tzn ustalać swoje zasady tylko dla niego, tzn nie pije gdy jest jego kolej czy też podgląda gdzie jest bezpieczny eliksir. Oczywiście reszta graczy wyraża na to zgodę (choć nie zawsze cieszy się z tego powodu). Lepiej jest grać, nawet jeśli brat oszukuje niż nie grać wcale. Mam taką nadzieję że z czasem zobaczy, że przegrywanie nie jest takie straszne. Dzięki temu dziewczyny też się uczą, że w tym wszystkim najważniejsza jest dobra zabawa, a tej z „Mix Turą” nam nie zabraknie.

Metryczka:

  • Wydawnictwo: Muduko
  • Autor: Jose Manuel Fernandez
  • Ilustracje: Ana Marco
  • Tłumaczenie: Magdalena Sikorska

„Cartaventura Lhasa” Muduko – recenzja

Wcielasz się w rolę francuskiego korespondenta wojennego, który w mroku wojny odkrył książkę Alexandry David-Neel, opowiadającą o wschodniej filozofii, która prowadzi do oświecenia i wewnętrznego wyciszenia. Po powrocie z frontu przekonujesz swojego wydawcę, aby napisać książkę o Alexandrze, jej wyprawach i niezwykłych zakątkach do których dotarła. Jednak warunek jest taki, że musisz dostarczać ciekawych artykułów, aby otrzymywać finansowanie wyprawy. W głębi duszy liczysz, że ta wyprawa pozwoli Ci zaznać spokoju…

Czy tak się stanie? Może uda Ci się dotrzeć za podróżniczką do Lhasy – zakazanego duchowego miasta? A może wrócisz z wyprawy z niczym, skończą Ci się fundusze? Może odkryjesz jakiś inny sposób na poradzenie sobie z tym co zobaczyłeś na wojnie?

Wszystko w tej grze zależy od Ciebie. Sam wybierasz ścieżki podróży i przekonasz się dokąd Cię zaprowadzą.

„ Cartaventura Lhasa” od Muduko to pięknie wydana gra paragrafowa w formie kart. W pudełku znajdziemy:

– 70 kart

– broszurę historyczną.

Wprowadzając nową grę do domu, zawsze najtrudniejsze jest poznanie i zrozumienie wszystkich zasad gry (oczywiście ten obowiązek spada zawsze na mnie). Jednak w „Cartaventura” nie potrzebujemy poznawać zasad. Wystarczy, że podniesiemy pierwszą kartę przeczytamy ją i wykonamy polecenia znajdujące się na niej. Na kartach znajdziemy różne polecenia, aby dobrać jakąś kartę, inną odrzucić, albo odwrócić czytana kartę na drugą stronę. Na części z kart musimy dokonać jakieś wyboru czy zostać gdzieś na noc i dopracować artykuł czy może podążać dalej a artykuł wysłać w obecnym kształcie. Oczywiście nasze wybory będą mieć wpływ na dalszy ciąg opowieści. Posiadając mapy będziemy musieli decydować w jakim kierunku się udać może do Tawerny, Rezydencji Gubernatora czy Redakcji lokalnej gazety. Wszystkie nasze wyboru, gdzieś nas zaprowadzą. W rozgrywce możemy odkrywać różne przedmioty, które będą przydatne podczas naszej wyprawy, czasem pozwolą uratować nam życie. Niektóre odkryte karty, odblokowują nam nowe możliwości w kolejnych rozgrywkach. Część z naszych wyborów będzie nas kosztować pieniądze, które otrzymujemy w większości za pisanie artykułów. Gdy skończą nam się fundusze rozgrywka dobiega końca. Być może w trakcie podróży uda nam się uwolnić od posiadania pieniędzy, jednak od tego momentu naszym życiem będzie kierować…

Wszystkiego nie mogę wam zdradzać 🙂 Przekonajcie się sami gdzie możecie dojść…

Gra „Cartavetura Lhasa” ma aż 5 różnych zakończeń, dzięki temu możemy próbować różnych wyboru sprawdzając dokąd nas zaprowadzą. Przyznam szczerze, że już kilka razy grałam i nie odkryłam jeszcze wszystkich możliwości.


„Cartaventura” w Polsce ukazała się opisywana „Cartaventura Lhasa” oraz „Cartaventura Winlandia”, gdzie w wyruszasz z Wikingami śladami Eryka Rudego. Obie gry znajdziecie na stronie wydawnictwa Muduko. Zamawiając na stronie wydawnictwa dodatkowo otrzymamy naprasowankę na koszulkę. Wkrótce mają się pojawić kolejne dwa tytuły. Seria CARTAVENTURA zdobyła wiele nagród i wyróżnień we Francji m.in. nominację do Złotego Asa w 2022 roku i Nagrodę Jury na Festiwalu Gier Planszowych Rennes en Jeux 2022.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 10 roku życia. ”Cartaventura” można grać w pojedynkę lub w grupie. Samemu można zatracić się w poznawanym świecie i dobrze wczuć w rolę i podróż bohatera. W grupie możemy toczyć dyskusje w jakim kierunku się udać, uczymy się dedukcji i dojścia do porozumienia. Świetnie się sprawdzi dla osób interesujących się historią, podróżami czy po prostu lubi czytać. Mnie urzekła fabułą, która opieka się na prawdziwej historii.

Podsumowując gra przypadła do gustu zwłaszcza mi i najstarszej córce. Zgodnie z tym co na opakowaniu gra dla dzieci od 10 roku życie. Młodsze próbowały grać drużynowo, jednak nie są w stanie skupić uwagi na całości rozgrywki. Ja zdecydowanie bardziej wolę, grać w „Cartaventura Lhasa” solo, bo mogę samodzielnie podejmować decyzje i kierować rozgrywką. Córka myśli podobnie. Mieliśmy kilka podejść do rozgrywki drużynowej i jakoś nie zaskoczyło. Może z inną drużyną było by inaczej. Jak ktoś z Wrocławia chętny na wspólną rozgrywkę to zapraszam 😉

Metryczka:

  • Wydawnictwo: Muduko
  • Autorzy: Thomas Dupont, Arnaud Ladagnous
  • Ilustracje: Guillaume Bernon, Jeanne Landart
  • Tłumaczenie: Łukasz Małecki

Randka z dzieckiem czyli Specjalny Czas

Specjalny czas to jedno z narzędzi Pozytywnej Dyscypliny, ja jestem zdania, ze jedno z ważniejszych, bo pozwala budować relację z dzieckiem.

Dziecko czuje się ważne, zauważane, ma zaspokojoną potrzebę przynależności i znaczenia. A to naprawdę wiele zmienia 😉

Specjalny czas w Pozytywnej Dyscyplinie to czas w którym robimy coś wspólnie z dzieckiem, to ono decyduje co i jak będziemy robić. Najważniejsze to wspólnie się dobrze bawić.

Pewnie większość rodziców powie: „przecież ciągle spędzam czas z moim dzieckiem, wiecznie coś robimy, a ono ciągle woła pobaw się ze mną, nic innego nie robię tylko się zajmuję swoim dzieckiem”

Jednak specjalny czas to coś więcej niż opieka czy jakaś zabawa. To wyjątkowy moment kiedy jesteśmy tylko dla dziecka, nie gotujemy wtedy obiadu, nie prasujemy, nie wstawiamy prania, nie odbieramy telefonu (choć moje lubią jak obieram i mówię „Nie mogę teraz rozmawiać mam ważne spotkanie z córką, oddzwonię” 🙂 )

To czas w którym całkowicie zatracamy się w zabawie z dzieckiem. To może być coś większego jak wyjścia na koncert, jednak najczęściej to będą małe, drobne przyjemności jak gra planszowa, rozmowa, wspólne rysowanie czy spacer po łące i rozmowa.

Wspólnie z dzieckiem poszukajcie pomysłów jak spędzać ten czas razem. Co ważnie nie oceniamy, zapisujemy wszystkie pomysły nawet te które wydają się mało realne. Ja razem z dziećmi grupujemy sobie te pomysły, bo niektóre wymagają wcześniejszych przygotowań czy sporo kosztują i potrzeba odłożyć na nie pieniądze (część z kieszonkowego oczywiście).

W książce „Pozytywna Dyscyplina” znajdziecie minimalne ramy czasowe jeśli chodzi o specjalny czas.

Dzieci w wieku 2-6 lat: minimum 10 minut dziennie

Dzieci w wieku 7-12 lat: 30 minut tygodniowo

Dzieci w wieku 13 i więcej: raz w miesiącu coś czemu twój nastolatek nie może się oprzeć.

Patrząc na to wydaje się bardzo mało, jednak przy 3 dzieci w domu i wszystkich zajęciach to ciągła logistyka 🙂

Często te 10 minut się przeciąga ( i często to ja przeciągam bo jest tak fajnie ), bo to jest właśnie moment gdy najbardziej cieszę się że mam dzieci i mogę z nimi spędzać cudowny czas. Podczas którego mogę zobaczyć swoje dzieci z innej strony niż w relacji z rodzeństwem i ile ciekawostek można się dowiedzieć.

Ja osobiście lubię jak Specjalny czas jest zaplanowany i wpisany w rozkład dnia czy tygodnia.

Tym co doczytali do końca zdradzę sekret, że jak specjalny czas jest zaplanowany to zawsze jak córka przychodzi i domaga się zabawy ( a ja nie mogę teraz) to mogę powiedzieć „Widzę że masz ochotę na zabawę i też nie mogę się doczekać naszej randki która będzie o… Co wtedy będziemy robić?” Najczęściej córka wtedy wpada w wir przygotowań do naszego specjalnego czasu a ja mogę dokończyć pracę.

Randka z samym sobą?

Chciałabym się podzielić z Wami moim ostatnim doświadczeniem, bycia na randce sama ze sobą. Mam wrażenie, że często dbam o relacje ze wszystkimi dookoła, a o sobie zwyczajnie zapominam albo nie starcza już czasu.

Poszłam na randkę sama że sobą, by zadbać o swój dobrostan.

Postanowiłam zaopiekować się sobą i szczerze na tej randce porozmawiać. Ładnie się ubrałam, zrobiłam makijaż, zaplanowałam ten czas – w końcu spotykam się z osobą, która jest dla mnie naprawdę ważna.

Umówiłam się ze sobą w Peruwiana. Bo już od dawna chciałam odwiedzić to miejsce.

Podają tam pyszne i pięknie wyglądające dania.

To czas w którym mogłam szczerze ze sobą pogadać.

Porozmawiałam sobie o tym, co sprawia mi przyjemność, co robię, kiedy jestem smutna. Zapytałam się o moje marzenia i plany na najbliższy czas.

Porozmawiałam też o tym, jakie książki najbardziej lubię czytać i gdzie chciałabym wyjechać na wakacje. Byłam nieco niegrzeczna bo zabrałam ze sobą książkę i dałam się wciągnąć w jej treść.

Relacja z sobą samą jest tak samo wymagająca, jak relacja z mężem, dziećmi czy przyjaciółką. Wymaga uważności, pielęgnowania i dobrej woli, ciągłego bycia w kontakcie.

Wiem, że to nie była moja ostatnia randka. Będę się zabierać częściej bo relacja ze sobą wymaga pielęgnacji.

A Ty kiedy ostatnio byłaś ze sobą na randce?